Zawsze podobały mi się łąki. Ich ogromne powierzchnie pokryte kolorowymi, przeważnie jednak żółtymi, kwiatami zdawały się nie mieć końca. Pokazywały swą majestatyczność i piękno, zwłaszcza w promieniach ciepłego, wiosenno- letniego słońca.
Kiedyś, co roku chodziłam z mamą na jedną, by zbierać kluczyki. Choć pamiętam to jak przez mgłę, nie zapomniałam o towarzyszącemu wtedy uczuciu. Cieszyłam się ogromnie, po prostu! I tak mi zostało, tak mam do dzisiaj.
Lubię świeżo skoszoną trawę. Jej zapach kojarzy mi się z błogim odpoczynkiem, słońcem, ławką i kubkiem wypełnionym dobrym napojem.
Myślę o niczym.
Zażywam witaminę D.
Wytwarzam endorfiny.
Jest pewna kwiaciarnia w Poznaniu. Przeczytałam o niej w WO (Wysokich Obcasach) Gazety Wyborczej. Jej pracownicy, to dwaj absolwenci Akademii Sztuk Pięknych. Prowadzą nietypową kwiaciarnię, robią bukiety z polnych kwiatów, na przykład.
Choć kwiatki nigdy nie były czymś, co uwielbiam, bukiety, rodem z Kwiaty i Miut mnie urzekły.
Stokrotki, mlecze, maki, niezapominajki, kaczeńce- one przecież są piękne!