Będąc na studiach zdarza się, że trzeba wziąć urlop dziekański. Gdy zaczynałam swoją przygodę z uczelnią, myślałam, że trochę szkoda czasu na robienie sobie rocznej przerwy od studiów, że lepiej jest zrobić je za jednym zamachem. Tymczasem w moim życiu zdarzyło się tak, że musiałam go wziąć. Początkowo było to dla mnie trudne, ale z drugiej strony odetchnęłam z ulgą, ponieważ poprzednie dwa lata były bardzo ciężkie pod względem nauki. Tak, chociaż powszechnie mówi się, że studia to wieczna impreza i że nauka jest tylko w sesji, to nie na moim kierunku. “Sesję” mieliśmy cały rok, kilka kolokwiów w tygodniu? Norma. Plus, jeśli ktoś wybrał specjalizację nauczycielką, robił w czasie roku akademickiego praktyki. Byli ludzie, którzy oprócz tego normalnie pracowali i musieli chodzić na zajęcia. Bo u nas sprawdzali obecność. Co zajęcia.
Nadeszła letnia sesja, w tym egzamin z konwersacji. Najbardziej stresujący egzamin pod słońcem! Pytania były łatwe i trudne, więc trzeba było mieć szczęście losując takie, na które można się wypowiedzieć. No i bach.
Fail.
Wrzesień.
Fail nr 2.
Fail nr 3.
“Proszę złożyć podanie o urlop dziekański i widzimy się na egzaminie w czerwcu przyszłego roku”.
Z jednej strony ulga, z drugiej jednak smutek.
Jak zorganizujesz sobie ten rok?
Są dwie drogi: albo się poddasz, albo weźmiesz się do roboty.
Wybrałam to drugie. Udało mi się znaleźć korepetycje z francuskiego, żeby améliorer mon français (polepszyć francuski) oraz zapisałam się na włoski, żeby go nie zapomnieć.
Tak bardzo zależało mi, żeby ukończyć studia, właśnie ten kierunek, który pokochałam, który stał się moją pasją.
Przez rok „przerwy” dużo pracowałam. Nie tylko jeżeli chodzi o naukę, ale i o zarabianie pieniędzy. Ponadto od marca do czerwca w każdy wtorek jeździłam do Gliwic na zajęcia z przedmiotu, który oblałam. Pracowałam więc na trzy zmiany, pełny etat, chodziłam na francuski, włoski oraz jeździłam do Gliwic: na zajęcia a później praktyki. Jak tego dokonałam? Nie wiem. Ale dzięki temu wszystkiemu wiele się nauczyłam. Naprawdę. Nauczyłam się uczyć tak, żeby się nauczyć oraz stałam się bardziej zorganizowana i sumienna. W rezultacie na trzecim roku studiów udało mi się zdać większość kolokwiów i egzaminów w pierwszym terminie. I jakkolwiek egoistycznie to brzmi- jestem z tego bardzo dumna. Nawet teraz, kiedy są wakacje, mimo, że nie pracuję (niestety), zorganizowałam czas tak, że wiele zrobię. Wprowadziłam własny grafik, coś, co muszę zrobić. I.. udaje mi się 🙂
Podsumowując więc, jeśli komuś zdarzy się wziąć dziekankę, wykorzystajcie ją dobrze. Bo znam osoby, które też musiały odpuścić studia na rok i wypadły z rytmu nauki bardzo potrzebnej, by zaliczyć choćby semestr.
Jesteś niesamowita!
Zgadzam się z komentarzem wyżej 🙂 Niewielu potrafi dobrze wykorzystać taki czas i ogarnąć tyle spraw jednocześnie! Ale mam pytanie: co sądzisz o przerwie po studiach? Szansa czy rok w plecy?
Według mnie to żalezy. Choć chyba lepiej kontynuować, bo słyszałam o wielu przypadkach, co zrobili sobie przerwę i przez to nie skończyli studiów
Według mnie to żalezy. Choć chyba lepiej kontynuować, bo słyszałam o wielu przypadkach, co zrobili sobie przerwę i przez to nie skończyli studiów. Zależy jak wykorzystać ten czas 😛
A po skończeniu studiów? Chodzi mi o rok przerwy zanim zacznie się pracę, powiedzmy w zawodzie. Szansa na zrobienie czegoś fajnego, zaangażowanie w rzeczy, na które wcześniej nie miało się czasu, może realizację jakiś planów, czy po prostu strata czasu?
No wiesz, nigdy o tym nie myślałam i wydaje mi się to dzikie. Jeżeli miałoby się za co żyć i nikt nie miałby nic przeciwko 🙂
[…] Po tymże smutnym wydarzeniu, znienawidziłam francuski. Aż rzygać mi się chciało (przepraszam za wulgaryzmy), kiedy słyszałam coś w tym języku. W wakacje więc, nie robiłam nic. Znaczy byłam na English Campie, gdzie miałam okazję rozmawiać z pewną dziewczyną, która uświadomiła mnie, że nie może to wszystko tak wyglądać. Że mam „spiąć poślady” i brać się do roboty. No to się wzięłam. Zdałam dwa egzaminy, a trzeciego nie. I wtedy właśnie zaczęła się moja niesamowita przygoda z „dziekanką”, o której można przeczytać TU. […]
[…] Została mi już tylko turystyka i filologia romańska. Jeżeli chodzi o tą drugą, to w większości przypadków trzeba było mieć maturę z francuskiego, a zajęcia odbywają się tylko po francusku. Na szczęście dzięki forów, dowiedziałam się, że są uczelnie z francuskim od podstaw! Złożyłam dokumenty na turystykę na AWF w Katowicach i na UJ do Krakowa oraz filologię do Kolegium Języków Obcych (teraz Kolegium Nauk Społecznych i Filologii Obcych) w Gliwicach. Iiii dostałam się tylko na francuski! Roboty było mnóstwo, ale przynajmniej czegoś się nauczyłam 😉 I chwalę sobie tą uczelnię za organizację. Naprawdę. Masz pytanie? Wykładowcy znają odpowiedź. A jeżeli nie, to się dowiedzą i cię o tym poinformują. Załatwianie różnych dokumentów logiczne, wszyscy wiedzą co, jak i gdzie. Oczywiście bezproblemowo nie było. Ilość poprawek z jakimi musiałam się zmierzyć, była deprymująca. Nie odbyło się też bez urlopu dziekańskiego, o którym pisałam TU. […]