Moja przygoda z Youtubem zaczęła się prawie rok temu, kiedy dowiedziałam się, że muszę przerwać studia. Aby nie robić sobie rocznej przerwy od języka, przekopywałam Internet w celu jakiegokolwiek kontaktu z francuskim. Próbowałam oglądać seriale w wersji francuskojęzycznej (nawet te ciekawe, które kiedyś oglądałam po polsku), ale jeżeli mam być szczera szlak mnie przy nich trafiał, bo trwały za długo. I tym sposobem trafiłam na yt. Początki były niewinne: króciutkie filmiki po francusku, potem coraz dłuższe, ulubieni youtuberzy, niedługo potem doszli polscy, dzięki którym do teraz zwiedzam świat. Zwiedzam? Tak. Dlaczego je lubię? Bo nie są serialem, na który czeka się z niecierpliwością, aby dowiedzieć się co stanie się w następnym odcinku. Dodają filmik, to dodają, nie dodają, to nic się nie dzieje. Niektóre kawałki, jednak, są tak denne, że szkoda słów.
Nie wiem dlaczego, ale youtube’owe dziewczyny mają tendencję do dodawania tzw. „hauli zakupowych”. Moje pytanie brzmi „po co?!” Takie to omijam szerokim łukiem.
Ale faceci wcale nie są lepsi. Nagrywają gry w które grają. Pomysł dość spoko, pod warunkiem, że je komentują. Tylko trafiłam na takich, których filmiki trwają ok. 4 godz, są bez słów. Trochę nudnawe, acz, pewnie się nie znam. Zresztą, o gustach się nie dyskutuje.
I tak dodam jeszcze, iż znam ludzi, którzy się nie znają, a hejtują. Z góry jakiekolwiek przedsięwzięcia uważają za porażkę. Zastanawiające.
Tak. Powyższy akapit traktuje o Youtube’ie.
Językowy lifestyle Lifestyle